czwartek, 7 lipca 2016

Wenecja

        Będąc na Istrii postanowiliśmy wybrać się do Wenecji. Jechaliśmy lądem i nikomu nie polecam takiej opcji. Lepiej wybrać się drogą morską, choć podobno czasowo może wyjść na to samo, a cenowo z pewnością drożej.
       Jednak przejazd w sezonie przez turystyczne miejscowości włoskie był koszmarem. Droga w kilometrach wcale nie taka straszna, ale czasowo wyszło dwa razy dłużej niż planowaliśmy. Wyjechaliśmy bardzo wcześnie, ale tego nie przewidzieliśmy. Wlekliśmy się w tempie nawet nie żółwim, bo były też momenty, gdy staliśmy długo.  
      Do samej Wenecji dotarliśmy statkiem, szybko i sprawnie. A miasto? Jedni się zachwycają, inni krytykują. Wenecja ma swój wyjątkowy charakter, swój urok, klimat, nie sposób zgłębić jej piękna przez parę godzin. Jednak zdecydowanie nie polecam przyjazdu w sezonie, bo tłum turystów, upał i duża wilgotność spłycają wrażenia i doznania. Miasto było zalane ludźmi, dosłownie trudno było chwilami zrobić krok. Tylko boczne uliczki były puste. Jednak najbardziej zadziwiające jest to, że nie słyszy się dźwięku samochodów. Dla ludzi współczesnego świata, szczególnie tych mieszkających w miastach, jest to irracjonalne doświadczenie, w pierwszym momencie mamy wrażenie, iż coś nie gra, coś jest nie tak.
     Zwiedzaliśmy pieszo, bo po pierwsze nie chciało nam się czekać w kolejce, a po drugie ceny tramwaju i gondoli są zbyt wysokie. 
     Do tej wycieczki przygotowaliśmy się kiepsko i nieco błądziliśmy. Nie było czasu na wchodzenie do wnętrz, zatem tylko taki spacer po mieście. Zachwycałam się architekturą, detalami, ale też bardzo przeszkadzały mi rozwieszone na budynkach ogromne reklamy. Kanały i gondolierzy to historia i tradycja, ale smród od kanałów chwilami był nieznośny. Wiele budynków wspaniale utrzymanych, przecudnych, budzących szacunek i podziw, ale wiele obdrapanych, zaniedbanych, brzydkich.
     Miałam chyba nieco inne wyobrażenie o Wenecji i nieco się rozczarowałam, ale nie na tyle, aby nie wrócić tu raz jeszcze. Przylecę, nie przyjadę, na kilka dni, a nie parę godzin, wiosną lub jesienią, ale nigdy latem. Przeczytałam o Wenecji sporo i chciałabym ja poznać na spokojnie, od innej strony, znaleźć smaczki, uroki bardziej i mniej znane.
      Nie będę tu przytaczać historii, choć wędrując po basenie Adriatyku wszędzie czyta się o wpływach weneckich. Rzeczywiście od momentu, gdy Wenecja stała się republiką, gdy zyskała przywileje, rozwinęła handel, rozpoczęła ekspansję w rejonie  rosła w siłę. Wiek XII i XIII to lata intensywnego rozwoju, licznych wojen, zdobyczy. Wenecja stała się najlepiej prosperującym miastem w Europie, potęgą w basenie nie tylko Adriatyku, ale całego basenu Morza Śródziemnego. Bogactwo przełożyło się na wygląd miasta i jego funkcjonowanie. Zaczęto wznosić wspaniałe pałace, gromadzić cenne eksponaty, do miasta przybyło wielu wybitnych przedstawicieli sztuki, kultury.
    Od XV wieku znaczenie miasta zmniejsza się, traci ono ziemie, dostaje się pod rządy Austrii, Włoch. Wojna obeszła się łagodnie z miastem, ale kolosalne zniszczenia poczyniła powódź w latach 60-tych.
    



 Panorama widoczna ze stateczku.






     Szpetna reklama psuje cały widok. Ale cudna dzwonnica i sam Pałac Dożów pokrywają się z kształtowanym medialnie obrazkiem i wywołują westchnienie zachwytu.










 Strasznie współczułam tej damie stojącej w pełnym słońcu.


   Gondole urocze, choć nie przyszło mi nawet do głowy, aby nimi płynąć. Ale mury obdrapane nie wyglądają ładnie. Zresztą wszędzie czuć zapach wilgoci, w wielu miejscach stęchlizny, nieuniknionej w takim mieście.






    Pałac Dożów to symbol Wenecji. Przecudny, dzieło sztuki. Z daleka wygląda, jakby ktoś przykleił gigantyczną koronkę, z bliska każdy element zapiera dech w piersiach. Łuki i zdobienia ażurowe nadają budowli lekkości, choć jej bryła jest całkiem konkretna. Pałac był siedzibą dożów i władz miasta.



    Bazylika La Salute usytuowana nad Kanałem Grande. Stanęła jako dowód wdzięczności po epidemii dżumy. W listopadzie odbywa się tu procesja za zdrowie mieszkańców.













 Gran Teatro La Fenice - otwarta w 1972 roku, dwukrotnie rujnowana w pożarach.


 Obraz ułożony z jajek.











      Bazylika Św. Marka utrzymana w stylu bizantyjskim, wiele przeszła w historii, ale jest imponująca. Malowidła, mozaiki, rzeźby, bogactwo złoceń i zdobień, różnorodność, nieprawdopodobny kunszt, który budzi respekt.


    Dzwonnica San Marco. Charakterystyczna budowla kojarząca się z miastem tak samo, jak Pałac Dożów.


      Plac Św. Marka jest największym w Wenecji, to centrum administracyjne, kulturalne, turystyczne, to serce miasta. Prokuracja, czyli Prokuratura to dziś dwa budynki. W arkadach znajdują się sympatyczne kawiarnie, z których zapach kawy unosi się na całym placu.




 Zachwycające:)




    Wieża zegarowa Św. Marka. Zachwyciła mnie. Nie mogłam się napatrzeć, choć nie jest to najważniejszy zabytek miasta. Pierwszy zegar pojawił się pod koniec XV wieku, potem wielokrotnie remontowany i konserwowany, ostatnio w latach 90-tych. Zegar pokazuje godziny, pory roku, fazy księżyca, położenie słońca.





 Rozbawiły mnie tabliczki z napisami, że towar jest miejscowy, nie z Chin.




      Ten chłopiec był chyba tak bardzo zmęczony i znużony, że nie reagował na wołania matki i ojca, odwrócił się do ściany i odpoczywał:)







     Ostatnio czytałam gdzieś, że Wenecja masowo się wyludnia, ponieważ zawrotne ceny nie pozwalają na normalne życie. W mieście pozostają bogacze i ci, którzy mają domy na własność. Młodzi uciekają poza miasto, na ląd i wolą codziennie dojechać do pracy. Wzrastają ceny jedzenia, prądu, wody, wywozu śmieci, co w takim mieście naprawdę stanowi problem. Znalazłam informację, że gigantyczne pieniądze idą na czyszczenie kanałów i umacnianie nabrzeża. Rzeczywiście ceny w sklepikach i dalekich od centrum restauracjach były spore. Głupia mała butelka wody mineralnej kosztowała sporo ponad 10 zł. Większość domów przekształcono w hotele lub apartamenty pod wynajem. Jednak okazuje, że ponad połowa turystów przyjeżdża tylko w ciągu dnia i nie nocuje, przez co hotele i apartamenty nie przynoszą oczekiwanych zysków.
      Ponadto poziom wody w ostatnim czasie bardzo się podniósł, wiele budynków jest zalewanych, co też sprawia, że miasto pustoszeje. Niektórzy eksperci przewidują, że w nie tak odległym czasie miasto może zostać całkowicie zalane. Mam nadzieję, że tak nie będzie, bo byłaby to wielka strata. Jednak rzeczywiście co jakiś czas pojawiają się informacje o problemach Wenecji.
     Widać było, że w niektórych miejscach prowadzone były prace remontowe, ale nie było to jakieś powszechne zjawisko. Podobno zainwestowano tu ogromne pieniądze w jakiegoś rodzaju bramki, umocnienia wodne, ale fundusze są na wyczerpaniu, a prac zostało sporo.
      Zatem polecam wycieczkę do Wenecji, zwłaszcza poza sezonem (choc ludzi bywa tu sporo o każdej porze roku), bo warto miasto zobaczyć, zachwycić się, docenić jego piękno i wartość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz