wtorek, 25 listopada 2014

Toskania - Pienza

           Pienza to miasteczko, w którym się zakochałam. Niewielkie, ale tak urocze, że z radością odwiedzałam je ponownie. Było tam niezwykle spokojnie, zaledwie kilka uliczek na krzyż, ale jakaś magia, jakiś urok niepowtarzalny. To jedno z takich miejsc, w których od początku czujemy się dobrze, które zapadają w serce i na długo pozostają w pamięci. Czasem trudno powiedzieć dlaczego, po prostu mają w sobie to coś.
 
 
       Dzień zapowiadał się deszczowo, słońce na przemian z chmurami. Nie mieliśmy tego dnia w planie Pienzy, ale tak wyszło. I był to dobry wybór, bo powróciliśmy tu ponownie, tak nam się podobało.
        Dawniej było to niewielkie miasteczko, Corsignano, gdzie urodził się papież Pius II. Postanowił on zastąpić średniowieczne Corsignano i zbudować tu wyjątkowe, pełne harmonii w zabudowie i ogólnym wyglądzie renesansowe miasto. Miało być ideałem, takim "dzieckiem" Piusa II. Niestety budowa wkrótce została przerwana z uwagi na przedwczesną śmierć papieża. Jednak to, co zostało stworzone wyróżnia miasteczko, co przez tyle lat pozostało niezmienne, nadaje mu charakteru. Historyczne centrum Pienzy znalazło się na liście dziedzictwa światowego UNESCO.
 
 
         Przy uliczkach skupione zostały kamienne domy, w których większości na parterze znajdują się sklepiki. Budynki ozdobione są kolorowymi kwiatami i roślinami zielonymi. Liczne zaułki i zakamarki zapraszają turystów, odkrywają przed nimi swoje tajemnice. Miasteczko nie może zmęczyć, bo ani tu stromo, ani chodzić daleko nie ma gdzie. W krótkim czasie można przejść je wzdłuż i wszerz. A potem usiąść i delektować się, przy boskich lodach, kawie, kanapce:)
 






 
 
 







 
 





 
Bardzo podobał mi się ten mały placyk, a zwłaszcza ten budynek z licznymi drzwiami i oknami.



Szczególną uwagę zwróciłam na hortensje, przecudne.


    
         Wszelkie drogi prowadzą nas do Piazza Pio II - centrum miasteczka, gdzie znajdują się cztery ważne i charakterystyczne budynki. Na południu ryneczek zamyka katedra, w środku prosta, skromna, choć zachwycająca, z prawdziwymi dziełami sztuki. Jej bryła góruje nad rynkiem.
 
 

 
 
 
 
          Na północy zobaczymy ratusz - Palazzo Pubblico (Comunale) z arkadami, charakterystyczną wieżą z czerwonej cegły i wspaniałym freskiem. Po obu stronach obejrzymy dawny Pałac Biskupi - Palazzo Vescovile, w którym obecnie mieści się muzeum oraz Palazzo Piccolomini.
 
 
 
 
 
 
 
 
 




       

 
 
 
 
   Prawdziwa niespodzianka, w postaci widoku na pobliskie wzgórza zachwyca. Liczne uliczki też prowadzą nas na obrzeża miasteczka, skąd rozpościera się zapierający dech w piersiach widok. Panorama widokowa warta jest tego, by spędzić tu z aparatem kilka chwil.
 

 










 
         Oprócz wielu tradycyjnych dla Toskanii towarów odnajdziemy tu liczne sklepy oferujące bogaty wybór serów pecorino wyrabianych z mleka owczego. Właśnie maleńka Pienza słynie z ich wyrobu, podobno czyni się to w sposób niezmienny od stuleci. Nie sposób opisać wszystkich smaków. Są sery w popiele, z pomidorami, oliwkami, truflami, orzechami, z przyprawami, kórych nazw nie potrafię wymienić, owinięte liściem winogrona. Można nabyć sery świeże, ale też bardzo dojrzałe i średnie, łagodne i ostrzejsze, bardziej i mniej słone, miękkie i twarde. Podobno im ser starszy, tym jego skórka ciemniejsza, smak ostrzejszy i bardziej słony. W sklepie mówiono nam, że można je przechowywać kilka, nawet kilkanaście miesięcy.
 
 
 
 











          Warto tu wpaść, warto tu się zatrzymać, warto tu pobyć. Pienza to miejsce wyjątkowe, bez hałasu i tłumu, ciche i piękne.
 

 
Informacje praktyczne. Pienza jest maleńka, bez sensu pchać się do środka miasta. Przed bramą główną, nieco poniżej jest bardzo duży parking, opłata 1 euro za godzinę. Jest tam też czysta toaleta, bezpłatna. W samej Pienzie niezbyt dużo lokali gastronomicznych, ale wszędzie wszystko dobre. W samym rynku znajdziemy lody i kanapki oraz kawę.
           A to ciekawostka, którą przywitała nas Pienza podczas drugiego pobytu. Wspaniały widok, dla tych dzieci pewnie niezapomniane przeżycie. Gorzej, gdy osioł się uprze:)