poniedziałek, 22 maja 2017

Z Czarnogóry do Chorwacji

Po tygodniu zostawialiśmy Czarnogórę. Cieszyliśmy się na Chorwację, bo tam wracaliśmy jak do siebie. Byliśmy zmęczeni chorobą, klimatem i bezsennymi nocami w dusznym pokoju. Wybraliśmy najkrótszą z możliwych dróg, bo mieliśmy w planie znów zawitać do Dubrownika. Ale ktoś, kto podróżuje autem wzdłuż wybrzeża musi liczyć się z tym, że bywa tłoczno, że na wąskiej nitce może zdarzyć się cokolwiek. 
Do promu na Zatoce Kotorskiej dotarliśmy zadziwiająco szybko, podziwiając po drodze widoki i żegnając się z Czarnogórą.






 Na prom wjechaliśmy właściwie od razu, bez czekania. Przyjemna wycieczka, choć krótka:)












Strasznie długo oczekiwaliśmy na granicy czarnogórsko - chorwackiej. Nie wiadomo, dlaczego.




     Z ulgą wjechaliśmy do Chorwacji. I od razu było widać przepaść między tymi dwoma krajami. Jakby ktoś skinął czarodziejską różdżką i poprawił drogi, umocnił pobocza, zadbał o roślinność, odnowił i upiększył budynki. Nie było już śmieci, brudnego skraju drogi, ruder i pustostanów. Dosłownie inny świat.
    W miarę sprawnie dotarliśmy do granicy chorwacko - bośniackiej. Małe miasteczko Neum niezmiennie mnie zadziwia. To jedyne miasto Bośni i Hercegowiny położone nad morzem. Miasteczko dzieli Chorwację na dwie części. Zadziwiający jest ten podział, wciąż uważam, że Chorwacja zgarnęła co najlepsze. Podobno Chorwaci byli zawsze chętni do odkupienia tego skrawka wybrzeża, a Bośniacy niezmiennie im odmawiali. Chorwaci mieli też pomysł budowy mostu, który ułatwiłby im poruszanie się po własnym kraju. Jednak jego koszt okazał się zbyt wysoki i inwestycja nie została zakończona. Problem tkwi w tym, że turyści muszą zatrzymywać się na granicy do kontroli, co opóźnia podróż.

    Samo miasteczko zapełnione hotelami, budynkami, wykorzystano każdy skrawek tej skalistej części kraju, aby stworzyć jego mieszkańcom możliwość wypoczynku nad morzem.



     Ale potem naszym oczom ukazał się widok na przecudny Dubrownik. Niestety przestoje na trasie sprawiły, że musieliśmy zrezygnować ze zwiedzania i musieliśmy zadowolić się tylko widokami z drogi, też pięknymi. Gdybyśmy już wcześniej tu nie byli, to pewnie byśmy nie odpuścili. Cóż, to jedno z miejsc, które zapadło mi w pamięć. Można tu już dolecieć w miarę sprawnie samolotem więc taką opcję przewiduję na przyszłość. Czytałam jednak, że władze Dubrownika poważnie myślą o ograniczeniu liczby zwiedzających do 6 tysięcy w ciągu dnia, ponieważ zalew turystów jest zbyt duży. Taka liczba zagraża zabytkom tego pięknego miejsca wpisanego na listę UNESCO. Pojawiły się też komunikaty o wzroście cen. Ponadto od tego roku miały być tu wprowadzone kary za poruszanie się po starej części w stroju kąpielowym lub topless. Ciekawe, jak to się skończy.

















Jadąc trasą D8 mieliśmy jeszcze do pokonania jakieś 240 km, co przy tak uczęszczanej drodze, wąskiej, nadmorskiej oznacza ponad 5-6 godzin jazdy. Przejechaliśmy przez Makarską i Omiś. Tu spotkała nas ulewa. Pomyśleliśmy, że to słabe przywitanie z ukochaną Chorwacją. Niestety przez nasz tygodniowy pobyt przez 3 dni padało. Może nie przez cały dzień, ale nawet burza nam się trafiła. Ot szczęściarze. W czepku urodzeniu można powiedzieć.

















        Udało się nam dojechać szybciej, ale i tak dojechaliśmy na wieczór. Zameldowaliśmy się w Seget Vranjicy, pobieżnie rozpakowaliśmy i pobiegliśmy na plażę. Niewiele się zmieniło, było dokładnie tak, jak miało być.
       Tej nocy spaliśmy wspaniale, bo apartament był fantastyczny. Gospodarze to młodzi, przemili ludzie, niezwykle przyjaźni i życzliwi. Polecamy gorąco Willę Vrbat. Mimo, że nie ma bezpośredniego dostępu do plaży, to jest tu wygodnie, czysto, komfortowo. A do plaży wszędzie jest tak blisko, że nie stanowi to  żadnego problemu.