czwartek, 24 września 2015

Dubrownik

    Dubrownik to miasto, do którego warto się wybrać. Jest najbardziej wysuniętym na południe miastem chorwackim, oddzielonym od reszty kraju innym państwem - Bośnią i Hercegowiną. Zadziwiające jest to położenie, choć rozumiem dlaczego Chorwacja chciała mieć tę perłę dla siebie. 
      Klimat jest tu zupełnie inny, widoki zapierające dech w piersiach, a historia fascynująca. Najlepiej przyjechać wcześnie rano i zaparkować na jakimś parkingu, jeśli się go znajdzie. Jest też parking podziemny, ale słono trzeba za niego zapłacić. Wejście do starej części Dubrownika jest płatne. Ale piękno tego wpisanego na listę UNESCO miejsca jest warte zobaczenia. 
         Zaczątek miasta dała wyspa, którą potem połączono z lądem. Stopniowo otaczano je murem obronnym, coraz wyższym, aż powstała prawdziwa twierdza. Warto wdrapać się na mury obronne, bo robią imponujące wrażenie, a rozpościerające się stad widoki wynagradzają trudy marszu w ponad 40 stopniowym upale. Mają prawie 2 kilometry długości - szok! W niektórych miejscach wysokość sięga 25 metrów, a ich grubość ma nawet do 6 metrów. Jest tu kilkanaście wież, okrągłych i kwadratowych. Z góry pięknie widać nie tylko morze, ale i całą starówkę.  
        W starym mieście z kolei zabytków jest tak wiele, że warto zostać tu dłużej, aby je wszystkie obejrzeć. Niektóre z nich są świadectwem wpływów i zwierzchnictwa kolejnych państw. Każdy coś po sobie pozostawił, aczkolwiek wszystko współgra z sobą i cieszy oko. szkoda, ze aparat płatał figla i fotek nie ma zbyt wielu.
        Smutne jest tylko to, że ta potężna twierdza, leżąca na szlaku handlowym, będąca łakomym kąskiem, przetrwała tak wiele bez poważniejszych zniszczeń i dopiero konflikt jugosłowiański spowodował największe straty. Miasto zostało w bardzo szybkim czasie wyremontowane i właściwie nie widać śladów niedawnej tragedii. 




























     
        W drodze powrotnej mieliśmy zamiar wjechać do Medziugorie (Medugorje), ale błądziliśmy, robiło się późno i w rezultacie dotarliśmy nad wodospady Kravica. To dzikie, położone na odludziu miejsce, taki mały kawałek raju, nie każdy tu przyjeżdża. Droga była prosta, ale nas nawigacje wyprowadziły w jakąś polną drogę porośniętą krzaczorami i czuliśmy tam lekki niepokój. Okazało się, że z drogi głównej zjazd był prosty.
   











      W każdym razie po upalnym dniu na murach Dubrownika przyjemnie było czuć powiew chłodnej wody. Dzieciaki oczywiście skorzystały z możliwości kąpieli w słodkiej wodzie. Wstęp płatny, ale to były jakieś śmieszne grosze. Turystów niewielu, raczej wyglądało tak, jakby miejscowi przyjechali odpocząć. Fajna odskocznia, warto w drodze zboczyć i chwilę tu pobyć.
   W Bośni nie mogliśmy odmówić sobie zakupu arbuzów u rolników stojących przy drodze. Dzieciaki miały ochotę zjeść samodzielnie, każdy po jednym, łyżką, tylko środek, to co najlepsze,. Zatem kupiliśmy arbuzów 6, wielkich jak beczki, kosztowały tyle, co jeden w Chorwacji. A potem nie mogliśmy ich pochłonąć, trzymaliśmy je w wannie i zlewaliśmy zimną wodą.

1 komentarz:

  1. Moje zdjęcia z Dubrownika http://otravelclub.com/story/16/krolewskie-miasto-z-gry-o-tron

    OdpowiedzUsuń